Sylwester ‘Kris’ Braun
Godzina „W”
1 sierpnia 1944 roku koło godziny piątej po południu posłyszałem serię karabinów maszynowych i wybuchy granatów. Z balkonu mojego mieszkania przy ulicy Kopernika 28 zobaczyłem natarcie na Uniwersytet. Chłopcy zajęli pozycje wzdłuż ulicy, dziewczęta donosiły broń i amunicję. Posypały się strzały na niemieckie stanowiska. W odpowiedzi niemieckie ciężkie karabiny maszynowe położyły zaporę ogniową wzdłuż Kopernika do Tamki. Ulica została zaryglowana ogniem z Uniwersytetu. Zaskoczenie nie udało się, ponieśliśmy straty. Nadeszła noc, noc obaw i niepewności. Bez przerwy słychać było kanonadę. Czołgi niemieckie jeździły z łoskotem po Nowym Świecie, nie zapuszczając się jednak w boczne ulice.
Ulica Kopernika była całkiem otwarta, w każdej chwili mogli tu wtargnąć Niemcy. Powstało wielkie zagrożenie Powiśla. Następnego dnia rano przed domem. w którym mieszkałem wzniesiono barykadę. Powstańcy przystąpili do zabezpieczania stanu posiadania i organizacji terenu Powiśla. Powodzeniem zakończyła się akcja mająca na celu opanowanie elektrowni na Wybrzeżu Kościuszkowskim. Oddział AK wraz z pracownikami elektrowni zaatakował niemiecką załogę 1 sierpnia o godz. 5.00 (godz. „W"). Gmach główny opanowany został szybko, a cała elektrownia znalazła się w rękach powstańców już następnego dnia po południu, dostarczając prądu Warszawie aż do upadku Powiśla. Mogłem już zorientować się, jaka jest sytuacja w Śródmieściu. Walki, które przyniosły sukces, rozpoczęły się na placu Napoleona, gdzie kompania batalionu ,,Kiliński" opanowala Prudential. Następnym celem ataku stała się Poczta Główna. W nocy z pierwszego na drugiego sierpnia zostal rozbity bunkier w gmachu Poczty. Rano jeden z czolgów niemieckich spieszących z pomocą zostal zniszczony butelkami zapadającymi, inny wycofał się. Cały dzień trwały walki. Przeprowadzone natarcie udało się i drugiego sierpnia o godzinie piątej po południu na zdobytej Poczcie Głównej został zawieszony biało-czerwony sztandar. Pozostał tam aż do końca Powstania.
Pierwsze dni Powstania przynosily sukcesy i budzily nadzieje. Warszawa wolna!
Powstają barykady. Oddział powstańców maszeruje z piosenką na ustach. Prasa powstańcza informuje o powodzeniach. Dworzec Pocztowy w Alejach Jerozolimskich zdobyty. Na ulicach pojawiają się skrzynki pocztowe z orłami. Zdobywamy w walce broń i amunicję, niszczymy niemieckie czolgi. Ulotki niemieckie wzywające do poddania się budzą tylko wesolość. Wzdłuż ulicy Królewskiej wszystkie ataki Niemców od Ogrodu Saskiego rozbija obrona grupy „Andrzeja", zostawiając na przedpolu żelastwo rozbitych czolgów. Mieszkańcy Warszawy, słysząc odgłosy walki, spontanicznie wspierają powstańców: budujq barykady, przekopy, dostarczają żolnierzom żywności.
Tej pierwszej nocy, pełnej niepewności, powstańcy odczuwali, że Warszawa stoi za nimi, wspiera ich, że cala ludność bierze odwet za zbrodnie hitlerowców, za więzienia i obozy koncentracyjne, łapanki i. egzekucje uliczne. Już pierwsze strzały uwolnily miasto od zmory gestapo. Na ulicach panował podniosly nastrój.
I chociaż, nie wszystkie środki niemieckiego oporu zostały zdobyte, choć moment zaskoczenia nie udal się i liczne ataki powstańców zostały krwawo odparte, sukcesy pierwszego i drugiego dnia Powstania umocniły wiarę w zwycięstwo.
Jesteśmy wolni! Będziemy bronić wolności do końca.
Polowy Sprawozdawca Wojskowy
W pierwszych dniach Powstania zgłosilem sie do Biura Informacji i Propagandy (BIP), które mieciło się wtedy przy ulicy Moniuszki.
Spotkałem tam kolegów z batalionu „Wilków", do którego należałem. Dzieki moim umiejetnościom fotograficznym dostałem przydział do Czołówki Filmowej jako Polowy Sprawozdawca Wojskowy (pseudonim „Kris"). Rzuciłem się natychmiast w wir zdarzeń. Powstały pierwsze reportaże. Ponieważ fotolaboratorium mialem w domu, natychmiast wywoływałem filmy i robiłem powiększenia, aby jak najszybciej dostarczyć materialy do BIP-u. Wtedy jeszcze byla elektryczność, a w wannie mialem zapas wody. Nie bylo również klopotów ze zdobyciem filmów. Dzieki dawnym kontaktom wszystkie niezbedne materialy fotograficzne byly dla mnie osiagalne.
Moim bezpośrednim szefem byl „Kania" (Tadeusz Żenczykowski). W rozmowie z nim zastrzegłem sobie prawo wlasności negatywów, co „Kania" zaakceptowalł. W zamian za to zobowiazalem sie dostarczac odbitki prasowe formatu 13 x 18, co natychmiast z zapałem robiłem. Z „Kania" współpraca układała się cały czas doskonale.
„Kania" znał moja specjalną technikę. Każde zdjecie prześwietlałem co najmniej dwukrotnie, aby mieć szczegóły w cieniach, wywoływałem je w wyrównawczych i drobnoziarnistych wywoływaczach. Z tego tez powodu nie oddawałem moich filmów do centralnego Iaboratorium, bo mogłoby to zniszczyć wartość techniczna zdjęc.
Rozkazów zadnych nie otrzymywalem. Moim terenem, operacyjnym była cała Warszawa. Nie znałem sytuacji odcinków, ale starałem się być wszędzie, gdzie tylko mogłem się dostać, gdzie się coć działo; na barykadzie i na zapleczu, wśród dziewczat i chłopców, w wolnej Warszawie. Podczas robienia reportaży nie pytałem nikogo o nazwiska, pseudonimy, czy funkcje. Prowadzenie jakiejkolwiek ewidencji papierkowej wydawało mi się wtedy nieistotne. Polegałem jedynie na swojej pamięci. Na kwatery Czołówki Filmowej, która zmieniała miejsce pobytu, chodziłem rzadko.
Robiłem wiele odbitek i rozdawałem je żołnierzom. Wielką satysfakcję sprawiala mi radośśc na ich twarzach.
Po pewnym czasie zaczal wychodzić „Tydzień w Ilustracji", rozlepiany w bramach domów. Jeden z numerów zawieral chyba 80 procent moich zdjeć, podpisanych różnymi pseudonimami. Nie prostowałem tego. Nieważne było wtedy, kto robił zdjęcia, ważne natomiast, by powstańcy mieli obraz akcji, miasta, braterstwa, spontanicznej pomocy ze strony ludności cywilnej - prawdziwy obraz Powstania.
Kiedy przestała pracować elektrownia, zgasło też i światło. Coraz trudniej było o wodę. Nie mogłem już robić powiekszeń. Dokąd się dało, wywoływałem filmy „na wyczucie". Pewnego razu podczas takiego wywoływania film skręcił się. Wiedziałem, ze jeśli natychmiast w jakiś sposób go nie wyprostuje, bedzie stracony. Zdjąłem trepki. Kuwete z wywolywaczem postawilem na podlodze, włożyłem stopę w wywolywacz i pod nia przewlokłem film. W ten sposób udalo sie go uratowac (liczyłem sekundy do pięciu minut).
W drugiej polłowie Powstania nie miałem laboratorium ani domu, wiec składałem niewywołane filmy do metalowego pudelka. Nikt nie wymagał już ode mnie odbitek, ale dalej robilłem zdjęcia. Miasto było w gruzach, lecz dopóki toczyła się walka, misja moja trwała.
Przejście przez Aleje
W pierwszych dniach Powstania Niemcy w silnym zgrupowaniu SS i Wehrmachtu usadowili się: w gmachu BGK, w hotelu „Polonia" oraz na Dworcu Głównym. Z miejsc tych nieustannym ogniem broni maszynowej razili ludzi usiłujacych przebiec Aleje Jerozolimskie, zwane wtedy aleją Sikorskiego.
Uchwycenie tej arterii i utrzymanie jej dla obu stron było kwestia szczególne ważna. Dla powstańców połączenie dwóch cześci miasta decydowało wręcz o losach Powstania. Dla Niemców Aleje Jerozolimskie stanowiły najkrótsza droge transportów na front przez most Poniatowskiego. Za wszelką cenę starali się wyprzeć Polaków z poszczególnych budynków, wcisnąć się w placówki powstańcze, rozszerzyć stan posiadania. Atakowali czołgami; obrzucali stanowiska polskie pociskami i bombami.
W początkowej fazie walk o utrzymanie obu stron Alej straty po stronie polskiej w zabitych i rannych byly wielkie. W tej dramatycznej sytuacji oddzialy zgrupowania „Belt" przemianowane pózniej na 3 batalion 21 pp „Dzieci Warszawy" otrzymaly rozkaz dowództwa Powstania: przeciać Aleje Jerozolimskie podwójną barykada i zbudować możliwie bezpieczne przejście między pólnocną i południową częścią miasta. Do wykonania zadania został wyznaczony pluton saperów wraz z osłonowa kompanią por. „Budzisza".
Budowę barykady rozpoczęto z obu stron Alej nocą. Najpierw zgromadzono przy pomocy ludności cywilnej setki worków z piaskiem, które nastepnie ułożono w poprzek ulicy. Tylko, ze w dzień czołśgi niemieckie rozbijały to, co zostalo zrobione w nocy i trzeba było robote zaczynąć od początku. Worki z piaskiem były oczywiście prowizorycznym umocnieniem. Zdecydowano więc przez otwór w piwnicy zrobić wykop głębokości 1,5 metra. Wówczas przejście stałoby się znacznie bezpieczniejsze.
Praca wymagała pomocy specjalistów. Z okolicznych domów zgłosili sie natychmiast młodzi i starzy. Praca postępowała szybko. Wkrótce ogień z karabinów maszynowych nie był juz groźny. Spustoszenia czynilły granatniki.
Na środku jezdni tunel kolejowy przechodzący pod Alejami pozwalał na wykonanie wykopu tylko do glębokości 80 cm. Szyny tramwajowe wysadzili saperzy ładunkiem trotylu. Stosunkowo płytki wykop został zabezpieczony wysokimi stertami worków z piaskiem. Powstała barykada, przez którą płyneła rzeka ludności cywilnej, przebiegali łącznicy, przenoszono rannych, kursowala poczta polowa.
O barykadę tę bez przerwy toczyły się walki. Umacniana, poprawiana, przetrwała do ostatnich dni Powstania.
W drugiej połowie września, równolegle do niej, powstał calkowicie podziemny korytarz pod Alejami Jerozolimskimi, zabezpieczający nawet przed ogniem granatników.
Utrzymanie barykady w Alejach miało ogromne znaczenie militarne. Dzieki niej zamknięta została najkrótsza droga niemieckich transportów przyfrontowych przez most Poniatowskiego podczas ofensywy radzieckiej we wrześniu 1944 r.
Bitwę o Aleje wygrali powstańcy.
Mój pierwszy skok przez Aleje
Skok przez Aleje Jerozolimskie, szczególnie w pierwszych dniach Powstania, zanim zbudowano barykadę, dla każdego żolłnierza czy cywila, kobiety czy chłopca był chrztem bojowym. Był tym i dla mnie.
Z zapadnięciem zmroku od ulicy Widok ustawiały się szeregi ludzi pragnących dostać się do południowej części miasta.
Domy po obu stronach Alej płoneły. Podwórzami domów i wyłomami w murach dotarłem do bramy wylotowej, prowadzącej do przejścia przez ulicę. Brama była zabezpieczona workami z piaskiem. Powstańcy tkwili na stanowiskach ogniowych. Świetlne pociski niemieckich karabinów maszynowych biły w to przejście. W przerwie miedzy jedna a druga seria należało przebiec skośnie ulicę, oświetloną pożarami okolicznych domów i wpaśc do gorących piwnic po drugiej stronie Alej. Mijało się tam grupy ludzi pragnących połączyć się z bliskimi, łączników z rozkazami dla Warszawy pólnocnej, sanitariuszki zawsze gotowe nieść pomoc rannym czy harcerzy roznoszacych pocztę – wszystkich szykujących się do skoku w przeciwną stronę. Wyjście na ulicę Nowogrodzką wydawało się oaza bezpieczeństwa. Cieszyłem się, ze widzę gwiazdy podczas ciepłej sierpniowej nocy.
Mój powrót z placu Zbawiciela na Kopernika nastąpił podczas dnia. Przejście przez Aleje znajdowalo sie pod gęstym ogniem granatników. Każdy z nas wybierał moment do biegu – znak krzyża i skok. Trudno mi było sięś zdecydować, ale wiedziałem, że jeśli nie zrobię tego zaraz, będę miał nogi jak z ołowiu.
Barykady na Nowym Świecie
W pierwszych dniach Powstania Nowy Świat na całej swej długości był pod ostrzałem niemieckich karabinów maszynowych: od strony Alej Jerozolimskich z gmachu BGK i od strony Krakowskiego Przedmieścia z Pałacu Staszica. Czołgi niemieckie jeździły bezkarnie, rozbijając próby stworzenia jakiejkolwiek zapory. Zamknięcie tej ważnej arterii i połaczenie Powiśla ze Śródmieściem stało się dla powstańców kwestia życia. Dokonano tego trzeciego sierpnia budując dwie barykady: jedna przy ulicy Chmielnej i drugą przy ulicy Wareckiej. Niemcy próbowali zlikwidować te początkowo słabe umocnienia, ale obrońcy odcinka udaremniali im to skutecznie. Barykady systematycznie wzmacniano i rozbudowywano, aż Nowy Świat całkowicie został dla Niemców zamknięty. Robiłem wiele zdjęć, kiedy powstawały barykady przy Wareckiej, dokumentowałem życie jej obrońców, ich radości i rozpacz, gdyż walki były okupione wieloma ofiarami. Któregoś dnia w połowie sierpnia przyniosłem żolnierzom Biuletyn Informacyjny. Zobaczyłem wtedy na barykadzie dziewczynę, która obracała właśnie w rękach mały pistolet – „piątke". Zdziwiłem się, bo z taką bronią nie miała co robić na barykadzie. Tymczasem pistolet ten był jakby Krzyżem Walecznych „Bystrzycy" – taki był pseudonim dziewczyny - za wzięcie do niewoli.czterech uzbrojonych Niemców.
Stało się to pierwszego sierpnia, w dniu wybuchu Powstania, okolo godziny 23. Na Świetokrzyskiej było zupełnie ciemno. Dwie sanitariuszki ze zgrupowania „Kiliński" – „Bystrzyca" i „Lucyna" - biegły po rannych na Pocztę Glówna. Nagle poslyszaly kroki i strzępy niemieckich zdań. Nie namyślając się ani chwili „Bystrzyca" krzyknęła: – Hande hoch! Za chwilę obie z „Lucyna" oniemiały – przed nimi stanęło czterech niemieckich żołnierzy z posłusznie podniesionymi rękami. Dziewczęta szybko rozbroiły jeńców.
Za ten wyczyn „Bystrzyca" w dniu swoich urodzin otrzymała nagrodę – zgrabną, małą „piąteczke". Rozradowana i dumna ogladała ją wraz z towarzyszkami, gdy nadszedłem i wręczyłem im Biuletyn Informacyjny. Wszyscy natychmiast przysiedli się, by przeczytać najświeższe wiadomości. Stanowili wspaniały obiekt do fotografowania.
Pózniej dowiedziałem się o tragedii. Przeprawiając się przez Aleje Jerozolimskie, zginęła „Niteczka", widoczna na jednym z moich zdjęć w czapeczce na głowie. Jej chlopiec, podchorążak, ze łzami w oczach dziękował mi za te fotografie.
Zdobycie Wozu Pancernego
14 sierpnia w Alei Na Skarpie został zdobyty samochód pancerny ze sławnej dywizji SS „Viking".
Niemcy prawdopodobnie zabłądzili. Zobaczyli ich ranni ze szpitala powstańczego na ulicy Konopczyńskiego oraz chłopcy z kwater, których okna wychodziły na Aleje Na Skarpie. Podnieśli alarm. Kto mógł, rzucił sie do okien i zaczał strzelać. Strzaly padały glównie z pistoletów. Niemcy w popłochu rzucili się do ucieczki, zostawiając wóz pancerny.
W tym czasie byłem przy czołowej barykadzie na ulicy Kopernika. Nagle, na przedpolu od strony naszych linii, zobaczyliśmy ludzi biegnących w kierunku Krakowskiego Przedmieścia. Konsternacja: nasi czy Niemcy? Zanim zorientowaliśmy się, co się stało, Niemcy znikneli za zakrętem ulicy Kopernika. Była to uciekająca załoga wozu pancernego.
Wóz z triumfem przeprowadzono przez nasze pozycje. Już wkrótce jako polska jednostka pancerna „Jaś" brał czynny udział w akcjach na Uniwersytet. W akcji tej zginął dowódca wozu dzielny powstaniec „Szary Wilk". Odtąd zdobyczny wóz pancerny nosil jego imię.
Modlitwa dziecka
W podwórzach domów ulicy Mazowieckiej znajdowały się wśród ogródków cmentarze powstańcze.
W swoich wedrówkach przechodziłem i tędy. Któregoś dnia zobaczyłem dziewczynkę klęczącą przy świeżo usypanej mogile.
Już z daleka zacząłem robić zdjęcia. Ostatnie ujęcia tej serii są zbliżeniami. Gdybym miał wybrać zdjęcie – symbol Powstania – wskazałbym wlaśnie na te „Modlitwę dziecka". Krzyż z lewej strony ma napis: „Gosposia z II piętra". Dobrzy sąsiedzi pochowali poległą, usypali mogiłe i postawili krzyż. Bezimiennej gosposi.
W nastroju tego powstańczego cmentarzyka odczuwało sie niezwyklą tkliwość wobec zmarłych. Wszędzie były kwiaty.
W sąsiednim pałacyku, obok polowego cmentarza, znajdowała sie w czasie okupacji znana kawiarnia aktorów. Królowala tu Mieczyslawa Ćwiklińska. Piękny budynek został zniszczony, ale część urządzenia i dzieł sztuki starano się uratować, wynosząc je do ogródka. Z lokalu wyniesiono także fortepian. Podczas kanonady ognia artyleryjskiego posłyszałem muzykę. Poszedłem jej śladem. Przy fortepianie siedział Andrzej Markowski, otoczony grupa zasłuchanych żołnierzy z Armii Krajowej. Zrobiłem serię zdjęć. W ogródku tym nie tylko odbywały się „koncerty". Któregoś dnia przeprowadzano naukę obsługi ciężkiego karabinu maszynowego. Ojciec uczył swoich dwóch synów zakładania i prowadzenia taśm amunicyjnych oraz zmiany stanowiska strzelca.
Po Stronie Niemieckiej
Palilły się budynki browaru Haberbuscha na ulicach Krochmalnej i Wroniej. Poszedłem zaopatrzyć się w żywność, którą tam wydawano. Nikt nie gasił pożarów. Wyszedłem jakąś uchyloną bramą i nagle znalazłem się w pobliżu ulicy Chłodnej, którą jeździły kolumny niemieckie. Zawróciłem szybko i dotarłem do olbrzymiej barykady na ulicy Żelaznej, obsadzonej oddziałami ze zgrupowania „Sosna". Barykada broniła dostepu do ulicy Chłodnej. Opowiedziałem chłopcom o swoim wypadzie i dowiedziałem się od nich, ze chodziłem po terenie zajetym przez Niemców. A byla to osławiona dywizja Dirlewangera, która składała sie przeważnie z kryminalistów. Ponieważ Niemcy nie mogli przedrzeć się przez Aleje Jerozolimskie, bronione zażarcie przez powstańców, pozostała im tylko arteria prowadzaca z Woli na Pragę przez most Kierbedzia. Uchwycenie tej arterii prowadzącej na front za Wisłę stało się dla nich koniecznością. Dokonali tego mordując ludność cywilną Woli.
Filharmonia
We wczesnych godzinach rannych 17 sierpnia, podczas zbiórki plutonu, który kwaterował w podziemiach Filharmonii Warszawskiej, uderzył pocisk największego możdzierza. Przebił on stropy budynku i wybuchł w miejscu zbiórki, masakrując całe zgrupowanie w sile około 30 żołnierzy. Był to niedawno sformowany oddział Armii Krajowej, składajacy się z kilkunastoletnich chłopców. Dowodził nimi porucznik „Tur". Podczas odczytywania rozkazu dziennego pocisk rozerwał się w odleglości około 2 metrów od „Tura", a podmuch rzucił go pod ciężką ławe debowa, wmurowana w ścianę. To, go ocaliło. Nieprzytomnego przeniesiono do szpitala. Mimo wewnętrznych obrazeń porucznik przeżył. To był cud.
Drugim ocalonym okazał się łącznik oddziału, 14-letni „Czajkowski". Wrócił póżno w nocy po służbie i aby nie budzić kolegów, położył się spać w piwnicy od strony ulicy Moniuszki. Na poranna zbiórkę nie musial się stawiać, więc spał, gdy pocisk eksplodował. Ogłuszony, po odzyskaniu przytomności, przeczołgał się do wyjścia. Tam już dobre ręce zaopiekowały się nim i przywróciły do życia.
Póżniej chłopiec wziął udział w pogrzebie kolegów. Pochowano ich we wspólnej mogile na placyku przed bankiem „Pod orłami".
Z plutonu ocalał tylko najstarszy, porucznik „Tur”, i najmłodszy – łącznik „Czajkowski".
Niewypał
18 sierpnia blok domów na ulicy Moniuszki, od Marszałkowskiej do Jasnej, został ewakuowany i otoczony posterunkami powstańczymi. Przyczyny? Pocisk najcięższej haubicy „Thor", kaliber 600 mm, trafilł w budynek, w którym znajdowała się „Adria".
„Adria" była przed wojną eleganckim nocnym lokalem. W czasie Powstania zamieniona została na schron. Pocisk rozdarł cały dom, utkwił w parkiecie dansingu i nie wybuchł. Wbiegłem do lokalu, ze ścian lała się woda, dookoła wisiały stalowe pręty. W parkiecie zobaczyłem ogromny pocisk, który jakiś człowiek rozbijał młotkiem i meslem w świetle latarki.
Zrobiłem zdjęcie –1 sek, f= 3,5. Poruszenie nieuniknione, ale nie ma wyboru.
Człowiekiem, który rozbrajał niewypał był ekspert z Komendy Glównej Armii Krajowej, skierowany specjalnie do tej niebezpiecznej pracy.
Atak na Komendę Policji
Któregoś dnia przed 20 sierpnia od strony szpitala dziecięcego na Kopernika dostałem się do Pałacu Staszica, który cześciowo znajdował sie jeszcze w rękach niemieckich. Ubezpieczany przez chlopców z AK, pełniacych służbę na tym odcinku, tylko z aparatem w ręku – biegłem korytarzem i zatrzymałem się w sali, gdzie jeszcze ciepłe koce wskazywały, że placówka niemiecka musiała dopiero co opuścic stanowisko.
Z okna roztaczał się widok na całe przedpole znajdujące się w rękach wroga, na komendę policji, kościól św. Krzyża i Uniwersytet Warszawski. Przed bramą komendy zobaczyłem niemieckie stanowisko cekaemów, które swym ogniem raziło Nowy Šwiat; załoga jego była z góry widoczna i znajdowała się nie dalej jak 80 metrów ode mnie. Zrobiłem serie zdjęć, po których widać, że są „nerwowe".
Kilka dni pózniej, w nocy z 22 na 23 sierpnia, Niemcy obawiając się zaskoczenia podpalili domy położone naprzeciwko kościola św. Krzyża do ul. Oboźnej. W ten sposób całe przedpole było dobrze widoczne. Oświetlony pożarami kościół wyglądał dramatycznie. Jego wieże w czerwonej poświacie rysowały się ostro na tle czerni nocy. Nastepnego dnia, 23 sierpnia, o świcie rozgorzała bitwa. Z okien Palacu Staszica zrobiłem serię zdjęć przedpola. Wieże kościoła leżaly juz strącone na ulicy i paliły sie. W światyni trwała walka.
Do kościola dostałem sie przez wyłom w murze od ulicy Świetokrzyskiej. Właśnie tędy grupa „Harnasia" dokonalła udanego natarcia i zdobyła już częściowo budynek komendy policji. Pierwsi chłopcy z AK dotarli do głównego wejścia światyni. W obramowaniu wejścia statua Chrystusa ostro rysowała się na tle ruin i zgliszcz. Walka trwała. Dostałem się do kaplicy pogrzebowej w podziemiach kościoła; na podwyższeniu stała trumna. Otworzyłem drzwi od strony Krakowskiego Przedmieścia i z poziomu ulicy, za zasłona ognia i dymu, zobaczyłem czołg i płonące wieże kościoła. Paliły się także domy po drugiej stronie ulicy. Zrobiłem serie zdjęć i wrócilem na góre. W prawej cześci kościoła leżała pęknieta tablica z napisem – Gdzie dom twój, tam serce twoje. Tablica ku czci Chopina.
Paliła się boczna nawa. Żołnierze próbowali gasić płomienie; inni modlili się. Peżetki wspaniałe dziewczyny, gotowały walczącym zupę. Koledzy z Czołówki Filmowej robili zdjęcia.
Poszedłem na plebanie. Było już po bitwie. Wyprowadzano jeńców niemieckich i granatowych policjantów. Podtrzymywali w rękach spodnie, bo zabrano im paski. Wysoki, szczupły porucznik AK niósł zdartą z Komendy Policji flagę ze swastyką.
Dymy zaczeły wolno opadać.
Wspaniałe Dziewczęta
W Powstaniu Warszawskim walka toczyła się na skalę nie majacą odpowiedniego precedensu w naszej historii. W tych ciężkich chwilach kobiety wykazywały najwyższe poświecenie i odwagę. Były na barykadach, w szpitalach, pełniły funkcje łączniczek, sanitariuszek i żołnierzy. Przechodziły kanałami, wspierały powstańców w pierwszej linii bojowej, przenosiły rannych, ratowały przysypanych, pomagały w produkcji granatów i butelek zapalajacych.
W akcjach bojowych, w których uczestniczyłem, szczególny podziw wzbudziły dziewczęta w bitwie o kościól św. Krzyża. One to w nocy trotylem zrobiły wyłom w murze od strony plebanii, przez który powstańcy wtargneli na teren kościola. Peżetki zaś podczas bitwy w płonacym kościele gotowaly w kotle strawę dla głodnych i zmęczonych żołnierzy.
Wspaniałe dziewczyny!
Starówka
Wiedzieliśmy o zażartych walkach na „Starówce". Aby udokumentować heroizm powstańców, powstał projekt wysłania kanałami na Stare Miasto ekipy Czolówki Filmowej. Decyzje jednak odwołano, ponieważ uchodzcy zagrożeni zagładą napływali masowo do Śródmieścia i ruch kanałami był tylko jednokierunkowy. Aby chociaż z daleka obserwować bitwę, wszedłem na dach wysokiego domu przy ulicy Kredytowej, skąd miałem rozlegly widok. Było to chyba najlepsze miejsce do obserwacji staromiejskiej dzielnicy. Stąd zrobiłem wiele zdjęć bombardowań i pożarów, patrząc z góry na postępujaca zagładę. Końcowe zdjęcia tej serii przedstawiają już tylko martwe ruiny – niczym pomniki cmentarne.
Żołnierze Starówki – najdzielniejsze zgrupowania powstańcze – oraz grupki ludności cywilnej przedostali się kanałami do Śródmieścia Właz do podziemnego labiryntu znajdował się na ulicy Długiej przy placu Krasińskich. Ocalenie przyniosło wyjście u zbiegu ulic Nowy Świat – Warecka. Odleglość wynosiła około 2 kilometrów. Nie kończąca sie wieczność dla idących. Los ludzi, którzy zostali odcięci od włazu był tragiczny. Tylko małej grupie powstańców z batalionu „Zośka" udało się przedrzec przez linie nieprzyjacielskie. Udając oddział niemiecki przeszli przez Ogród Saski i po przebiegnieciu ulicy Królewskiej znalezli sie wśród swoich.
Byłem na Wareckiej i fotografowałem wyjście z kanałow obrońców „Starówki".
Wstrząsajace widoki długo pozostaly w pamięci.